Glina papierowa, czyli o tym jak spaliłam blender

Pojemnik z gliną papierową z opartym o niego mieszadłem elektrycznym

Dziś będzie o moich próbach zrobienia gliny papierowej. Uwaga, nie masy papierowej, czy papier mâché, czy czegokolwiek innego, czego nie wypala się w piecu. Nadal rozmawiamy o glinie, która potrzebuje wypału w odpowiedniej temperaturze.

Co można zrobić z gliny papierowej?

Po co w ogóle taką glinę robić? Otóż, moi drodzy, dodanie papieru do masy ceramicznej nadaje jej niezwykłych właściwości. Glinie papierowej można nadać fantastyczne kształty. Zawijasy, kąty proste, falki, skomplikowane detale? Proszę bardzo. Po drugie, można budować gigantyczne formy. Ja nie wiem, jak ta masa to robi, ale daje radę. Utrzymuje te fantazyjne kształty. Problemem, z którym pozostaje się nam zmierzyć, jest rozmiar pieca. Po trzecie, można robić formy o wręcz śmiesznie cienkich ścianach. No i glina papierowa nie pęka podczas suszenia. Ba, na upartego można ją wsadzić do pieca bez dosuszania. I nie wybuchnie!

Glina papierowa to też chyba jedyna masa, której mokre części można przyczepiać do tych już suchych. Czyli nie trzeba za bardzo martwić się równym suszeniem, szybkim tempem pracy, przykrywaniem folią. Można pracować we własnym tempie, nawet kilka dni.

Podczas wypału w piecu pulpa papierowa dodana do masy spala się całkowicie, zostawiając w czerepie wolne makroprzestrzenie, takie duże pory. To sprawia, że po wypale prace są dużo lżejsze od tych lepionych z tradycyjnych mas. Także można popróbować z kloszami do lamp albo jakimiś innymi dużymi formami, które normalnie ciężko byłoby podnieść…

A pamiętacie jak pisałam o ratowaniu uszkodzonych prac przed wypałem na biskwit? Otóż, oprócz kitu z masy zmieszanej z octem także glina papierowa może uratować dzieło w trakcie powstawania. Ma bowiem jeszcze jedną niesamowitą właściwość: działa jak najlepszy kit. Gliną papierową można sklejać odłupane części prac, doklejać ucha, łatać dziurki. I nawet kot w pracowni staje się trochę mniej straszny.

No ale, swoją drogą, czy taki kotek może być straszny?

Legendy mówią, że można tak podretuszować nawet biskwitowe prace. Tego jeszcze nie próbowałam, ale, znając życie, pewnie szybko przyjdzie ku temu okazja. Na pewno wam wtedy napiszę co i jak. W każdym razie, tak jak z octowym szlamem, tu też trzeba dopasować masę ceramiczną łączoną z papierem do tej na pracy. Inaczej będą łatki innych kolorów, albo w ogóle coś pójdzie nie tak.

Jak zrobić glinę papierową?

W teorii moczy się papier, na przykład wytłaczanki po jajkach, gazety, ręczniki papierowe, chusteczki higieniczne, papier toaletowy, wyplujki z niszczarki do papieru przez kilka godzin, potem blenduje na gładką masę, a następnie dodaje taką pulpę do namoczonej gliny i wszystko razem dobrze miesza. Proste? Nooo, dla mnie nie do końca.

Najpierw rozpytałam o przepis na grupach ceramicznych. Ba, przeczytałam przepis w podręczniku ceramicznym, który tłumaczę. Wyglądał on tak:

Tu krótki opis gliny papierowej i prosty na nią przepis. I popatrzcie na tą formę! A wyżej kawałek rzeźby Grahama Haya.

Potem jest trochę bardziej szczegółowo (i fantazyjnie!), bo swój przepis na glinę papierową (i nie tylko papierową) podaje sama Rosette Gault, artystka specjalizująca się w pracy z tym rodzajem gliny. No, ale to już zostawiam na następny raz.

Prosto. Papier namaczamy. Blendujemy. Odlewamy nadmiar wody (jeśli trzeba). Do 50% pulpy rozmoczonej papierowej dodajemy do gładkiej i mokrej gliny. Mieszamy. Forma gipsowa albo blat. Schnie. Wyrabiamy. Voilà!

Dla pewności obejrzałam jeszcze kilka filmików. Na przykład taki autorstwa Grahama Haya, australijskiego ceramika pracującego z gliną papierową:

Widzicie ile wody jest w tym blenderze? Ja nie widziałam. 😛

Wiecie, że są na świecie artyści pracujący tylko z masą papierową. I jakie rzeczy robią! Są też oczywiście całe książki poświęcone glinom papierowym. Niestety, głównie po angielsku. No ale (jeszcze) ich nie mam.

A potem wzięłam się do pracy. Wytłoczki do jajek miałam (nieuleczalne zbieractwo). Poza tym, jakoś szkoda było mi kupować więcej materiałów na eksperyment. No bo czy ktoś widział, żeby marnować papier toaletowy na glinę? Masa, która posłużyła mi za bazę, to G&S 24. Akurat ona była w kolejce do odzyskania. Wyschła bidulka na wiór zanim zdążyłam jej zużyć. Musiałam źle zawinąć.

Natomiast potrzebowałam blendera. Nie chciałam używać domowego sprzętu i mieszać porządków. Tydzień poszukiwań na olx i blender się znalazł.

Przepis na glinę papierową

Składniki:

  • papier (wytłoczki po jajkach, papier toaletowy, ręcznik papierowy, gazeta, ścinki z niszczarki do papieru) – do 50% mokrej pulpy
  • masa ceramiczna – 50% i więcej namoczonej, gładkiej masy
  • woda

Sprzęt:

  • wiadro
  • blender
  • wiertarka z mieszadłem np. do zapraw albo mieszarka elektryczna
  • blat gipsowy albo duża forma gipsowa

Namoczyłam papier. Namoczyłam glinę. Trochę więcej niż kilka godzin, bo o wszystkim zapomniałam. Porwane wytłoczki mokły u mnie przez jakieś dwa dni. Tak zmoczony i porwany papier wrzuciłam do blendera.

Papier mięciusi i gotowy do dalszej obróbki.

By po minucie poczuć charakterystyczny zapach spalenizny i pożegnać się z moim nowym-starym blenderem. Okazuje się, że najpierw do kielicha trzeba wlać trochę wody! I nie pchać tak dużo papieru na raz. Tu oświeciła mnie Justyna Skowyrska-Górska, kiedy pod jej okiem robiliśmy glinę papierową w Łucznicy. No jakoś nie widziałam tego ani na filmach, ani w książkach. Co ślepemu po oczach… Także ostrzegam, to trzeba powoli i na spokojnie. Można papier zmielić nawet w dużej ilości wody i potem nadmiar odlać przed dodaniem do masy. Ale ważne, żeby noże blendera jednak miały poślizg.

Chwila rozpaczy i plan B, czyli użycie domowego sprzętu. Blendowałam, nie wiedząc, że trzeba dużo wody, więc z lekkim oporem wrzuciłam papier do… thermomiksa. Obowiązkowy gadżet klasy średniej łypał na mnie i moje trudy z blatu kuchennego. Poddałam się.

Oto jak nie należy blendować papieru. Gdzie jest woda?! Ledwo na dnie. Na szczęście Pan T zmieli wszystko.

Zblendowane wytłoczki wyglądały tak:

Teraz wiem, że papier powinien być jeszcze drobniejszy. Jak zmiesza się trochę wody z odrobiną takiej pulpy to powinny w niej pływać takie malutkie farfocelki. Te były za duże.

Tu dodam, że bardzo warto dodać więcej tej wody, żeby jednak papier był gładką masą z naprawdę drobniutkimi cząsteczkami. U mnie zostały większe farfocle, które sprawiały mi problem podczas tworzenia i potem, po wypale zostawiły w pracach dziurki.

Parę takich okazów znalazłam potem w glinie.

Papier gotowy. Zarobiłam więc glinę z wodą.

Odczekałam chwilę, żeby woda w jednym i drugim pojemniku oddzieliła się od mas. Nadmiar odlałam. A potem dodałam papier do gliny. Trzymałam się (pi razy drzwi) proporcji, więc najpierw odmierzyłam ile zajmuje glina. Bardzo profesjonalnie, bo miarką! Jeżeli nie odlejecie tej wody, to też będzie ok. Można odczekać aż woda oddzieli się od połączonych papieru i masy ceramicznej. A można po prostu dłużej suszyć wymieszaną już glinę.

Tu odmierzam poziom gliny. Tylko biały marker miałam zmazywalny (i pod ręką w kuchni).

Potem zaznaczyłam poziom, do którego mogę dodawać pulpę. Pulpy wyszło mniej niż zakładałam, ale w sumie, dla moich celów to nie miało znaczenia. Ważne było, żeby nie przekroczyć tych 50% w stosunku do masy ceramicznej.

Tu zaznaczone 7 i 7 cm. Papier nie doszedł do tego poziomu.

Wszystko wstępnie zmieszałam ręką.

Kotrola obowiązkowa.

A potem, już dokładnie, mieszadłem.

Kupiłam sobie mieszadło specjalnie na tę okazję i pierwszy raz trzymałam w rękach włączoną wiertarkę. O!

Zmieszaną glinę papierową odstawiłam na blat gipsowy do przeschnięcia. U mnie suszyła się całą noc, ale trzeba pilnować konsystencji, bo może się okazać, że glina jest gotowa do użycia już po kilku godzinach.

Pozostało tylko zdjąć glinę z blatu, wyrobić i tworzyć. Voilà!

I w ten sposób, po wieczorze pełnym emocji, jednym spalonym blenderze i wielkich porządkach później, miałam w ręku prawdziwą glinę papierową. Wyszło mi jej dość dużo, więc potem pracowałam z taką zapachową masą. Bo wiecie, jeżeli samodzielnie przygotowujecie glinę papierową, to nie należy robić tego na zapas, bo podgnije. Chyba, że dodacie jakiegoś szuwaksu, typu wybielacz, albo coś innego co powstrzymuje rozwój pleśni.

W sumie wyszło mi jak w klasycznym memie:

Ciemnoskóry mężczyzna wskazuje na głowę i mówi: " Po co kupować gotową glinę papierową za 70 zł, jak można wydać 100 zł na materiały i spędzić dwa dni na jej robieniu".

A wiecie, co najbardziej lubię w glinie papierowej? To, że wyszła nawet mi, która nie załapała, że jednak trzeba bardziej zmielić papier i zrobić to stopniowo, i z wodą. Całkiem fajne rzeczy mi wyszły z tej porcji, którą sobie przygotowałam.

Glinę papierową zrobiłam na podstawie przepisów z:

  1. Gault, Rosette. Paperclay for Ceramic Sculptors: A Studio Companion. Art Seed Books: 2010.
  2. Peterson, Susan and Jan Peterson. The Craft and Art of Clay. A Complete Potter’s Handbook. Fifth Edition. Laurence King Publishing: 2012.
  3. Strona internetowa Grahama Graya: https://www.grahamhay.com.au/paperclayvideos.html

Jeden komentarz

  1. Bardzo dziękuję za ten wpis. Szukałam informacji co to ta glina papierowa i jakie ma właściwości. Widziałam piękne rzeźby zwierząt z takiej gliny. Glinę papierową zamierzam na początek kupić, ale jak będzie mi szło z niej lepienie i będę potrzebowała jej więcej, to pewnie skorzystam z tych porad. Pozdrawiam serdecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *