Pracownia Ceramiki Kaszubskiej w Chmielnie

dzbany z ludowym wzorem kaszubskim

W czasie urlopu odwiedziłam moje ukochane Kaszuby. W końcu też, po kilku próbach, udało mi się odwiedzić Pracownię Ceramiki Kaszubskiej w Chmielnie. Oczekiwania miałam tym większe, że o Neclach i tworzonych przez nich wyrobach uczyłam się już w średniej szkole a ich dzbany i dwojaki zdobiły salon w moim rodzinnym domu. Podobno te najwyższe wazony z upodobaniem potrącałam jako kilkulatka…

Już sama historia pracowni Neclów jest niezwykła. Obecni właściciele Pracowni to już dziesiąte pokolenie garncarzy. Franciszek Necel, przedstawiciel siódmego pokolenia garncarzy, po wyjeździe z Kościerzyny (jednego z ośrodków garncarskich na Kaszubach), gdzie dotychczas mieścił się jego warsztat, i poszukiwaniu szczęścia w USA, wrócił do kraju i osiedlił się w Chmielnie. Po kilku latach imania się różnych zajęć odłożył sumę pieniędzy wystarczającą na to, aby w 1907 roku otworzyć własny warsztat garncarski. Po wojnie, w latach dwudziestych ubiegłego wieku, pod wpływem Teodory i Izydora Gulgowskich, zasłużonych badaczy Kaszub i twórców Muzeum we Wdzydzach Kiszewskich, Franciszek zaczął zdobić swoje wyroby ludowymi motywami kaszubskimi, dla których inspiracją był m.in. haft kaszubski.

Franciszek do zawodu przyuczył syna Leona, który kontynuował także metody zdobienia neclowskich wyrobów. Po zdobyciu dyplomu czeladniczego, a następnie mistrzowskiego Leon, od 1935 roku, samodzielnie prowadził warsztat w Chmielnie. Podczas wojny odmówił współpracy z niemieckim okupantem i do 1948 roku zawiesił działalność. Po ponownym otwarciu warsztatu, w 1950 roku, Leon Necel przystąpił do Cepelii. Doprowadziło to do znacznej rozbudowy zakładu, ale także do degradacji rodziny Neclów do zwykłych pracowników.

Dopiero synowi Leona, Ryszardowi, po latach walki, w 1979 roku, udało się odzyskać zakład. W 1993 roku, po ciężkich dla ceramiki latach, ratunkiem dla Neclów okazało się być utworzenie Muzeum Ceramiki Kaszubskiej w pracowni. Rozwiązanie to zaproponowało Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Ryszard Necel zmarł nagle w 1996 roku nie pozostawiwszy następcy.

Warsztat i muzeum przejął najpierw szwagier, a potem siostrzeńcy Ryszarda, Karol i Rafał Elasowie, którzy, aby zachować ciągłość pokoleniową, przyjęli nazwisko panieńskie matki i obecnie działają jako Neclowie.

Tyle o historii. A jakie wrażenia z wizyty w Chmielnie? Cóż, sam zakład i wystawa poświęcona kilku pokoleniom garncarzy jest skromna. Na ostatnim piętrze budynku jest salka, w której znajdują się eksponaty takie jak dzbany i misy z charakterystycznymi zdobieniami, jest też koło kopane należące do Leona Necla, czy też zdjęcia poszczególnych garncarzy przy pracy. W salce byliśmy sami, bez właściciela, a historię Neclów już znaliśmy, więc dość szybko przemieściliśmy się do serca zakładu, czyli samej pracowni ceramicznej. O wyrobach i technologii opowiadał nam młodszy z braci, Rafał. Cudownie było patrzeć na pracownika zakładu, który w 5 minut wytoczył dzban. Usłyszeliśmy także, że glina, po sezonowaniu i wyrobieniu, nie jest ważona, a jedynie rozdzielana na oko. Dzięki temu właściwie wszystkie wyroby, nawet z tej samej serii (np. dzbanki czy świeczniki toczone jednego dnia) różnią się między sobą. Każdy wyrób jest wyjątkowy.

Glina pozyskiwana jest lokalnie. Pytałam gdzie (chociaż w zasadzie pro forma, bo wiedziałam), ale w odpowiedzi usłyszałam jedynie, że z miejsca w promieniu 50 km od Chmielna. Właściciel pokazał nam także jak zdobi się prace. Niektóre z wyrobów, jeżeli mają mieć kolor inny niż pomarańczowa, naturalna barwa gliny, zanurza w angobie, tzw. pobiałce. Potem wypala się je na biskwit w temperaturze ok. 850 stopni. Po pierwszym wypale wyroby maluje farbami podszkliwnymi (obecnie produkowanymi komercyjnie) za pomocą unikalnego rożka. Najpewniej narzędzie wymyślił któryś z poprzednich Neclów. A może było dawniej szerzej znane wśród garncarzy? Bardzo mnie ono zaciekawiło. Rożek jest sztywny, zrobiony, a jakże, z gliny, z otwartym wlewem na farbę. Maluje się specjalnie przyciętym i przymocowanym piórem gęsim lub łabędzim. Farba spływa do piórka pod wpływem grawitacji. Sam rożek mnie zafascynował. Potrzeba matką wynalazków. Niestety właściciele takich nie sprzedają, nie można go także zamówić. Właściwie, po co na niego za długo patrzeć? Po zdobieniu prace zanurzane są w transparentnym szkliwie (polskim – tyle się dowiedziałam) i wypalane ponownie w temperaturze około 1000 stopni.

Zafascynował mnie ten rożek. Wiecie, gdzie taki mogę zdobyć?

Ja i dzieci spróbowaliśmy toczenia na kole (według ściśle ustalonego cennika) pod okiem doświadczonego garncarza. Przyznam, że to była chyba najmilsza część wycieczki. Pan, który nam pokazywał, jak toczyć na kole był cierpliwy i uprzejmy. Oczywiście, naczynia robił z nami. Przy czym pomagał nam w taki sposób, że nie przestaliśmy (przynajmniej ja) czuć, że prace są jednak nasze.

Potem wizyta na parterze. W miejscu, gdzie był dawniej piec opalany węglem drzewnym, a obecnie na zapleczu znajduje się piec elektryczny, znajduje się sklepik z produkowanymi tu naczyniami. Jest po sezonie, a więc i naczyń było stosunkowo mało. Każde z nas wybrało coś dla siebie. I tu kolejne rozczarowanie. Przyznam, że sprawdzałam wszystkie rzeczy, które wzięliśmy z półek. Część miała pęknięcia przy uchach. Część niedoczyszczone spody… Dawniej, takie prace sprzedawane były u Neclów jako drugi gatunek lub wręcz jako odpad, po niższej cenie. Tym razem jednak nigdzie takiego miejsca ani takiej wywieszki nie było. Wszystkie wyroby były sprzedawane w regularnych cenach. Jak zapewniał właściciel, naczynia produkowane w warsztacie można myć w zmywarce. To mnie zaskoczyło. Widocznie glina osiąga spiek i jest nieprzepuszczalna już po wypale w nawet nie 1000 stopniach.

Wizytę w Chmielnie wspominać będę jako słodko-gorzką. Spełniło się jedno z moich małych marzeń i w końcu udało mi się tam trafić. Domyślam się, że nie jestem jednak grupą docelową dla Muzeum Ceramiki Kaszubskiej. Są to zapewne wycieczki szkolne i wakacyjni turyści. Szkoda, wielka szkoda, że właściciele aż tak strzegą tajemnic zawodu. Zwłaszcza, że ich poprzednik, Ryszard Necel, w pamięci mojego ojca pozostał jako człowiek, który chętnie i otwarcie opowiadał i o wyrobach i o technologii ich tworzenia. O ile tę tajemniczość rozumiem w przypadku komercyjnych pracowni, o tyle tu ciężko mi się z tym pogodzić. W końcu to muzeum, właściciele sami zapraszają w swoje progi, a też chodzi chyba o to, żeby jednak uchronić garncarstwo ludowe i piękne kaszubskie zdobienia przed zanikiem w odmętach codzienności. Jak widać, trzeba być mocno wtajemniczonym, żeby choć móc spróbować sztuki ludowej. Niemniej jednak, cieszę się, że odrobiłam tę lekcję historii mojej małej ojczyzny.

A Wy byliście już w Chmielnie? Jak Wasze wrażenia?

Historię Neclów opracowałam na podstawie:

  1. Bolduan, Tadeusz. Nowy bedeker kaszubski. Wydawnictwo Oskar. Gdańsk: 1997.
  2. Ostrowska, Róża i Izabella Trojanowska. Bedeker kaszubski. Wydawnictwo Morskie. Gdańsk: 1979.
  3. Strona Pracowni Ceramiki Kaszubskiej www.necel.pl/historia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *