Wiecie, że Manufaktura Bolesławiec robi nie tylko warsztaty zdobienia naczyń, ale też dłuższe, bardziej zaawansowane kursy? Na przykład kurs zdobienia ceramiki metodą stempelkową, z której Bolesławiec słynie. A wiecie, że ich magazyn centralny jest w Lublinie, więc całkiem blisko Warszawy, i w ogóle, całkiem blisko większości miejsc (no, przynajmniej w porównaniu z Bolesławcem)?
Jakoś w wakacje zapytałam na jednej z ceramicznych grup fejsbukowych, czy może ktoś miałby ochotę pojechać ze mną na kurs przyspieszony ze stempelkowania, taki skondensowany do jednego weekendu. W oryginalnym programie kurs jest podzielony na siedem warsztatów po 3 h (w soboty i niedziele). Mimo, że do Lublina blisko, to jednak wizja kilku miesięcy jeżdżenia trochę mnie odstraszała. Chętni się znaleźli, Natalia z Z10 Studio błyskawicznie ogarnęła temat z obsługą Manufaktury. Ustaliliśmy termin i pozostało tylko czekać na październik.
Kursik jest fantastycznym wspomnieniem, ale piszę o nim dopiero teraz, bo jednak bałam się, że naczynia okażą się (hehe) niewypałem. Ale przyszły w zeszłym tygodniu. I wyszły całkiem fajnie.
Kurs mieliśmy jeszcze w poprzedniej lokalizacji Manufaktury, czyli w Tereszynie, ale prawie wszyscy nocowaliśmy w Lublinie. Od początku listopada sam Magazyn Centralny Manufaktury Bolesławiec mieści się też w Lublinie, więc, jakby co, jest już mniej jeżdżenia i więcej zwiedzania, jak ktoś ma siły i ochotę na wieczorny spacer. Przy okazji polecam pyszne burgery (była też wersja jesienna z dynią!) w pubie U Szewca. Całość kursu skrócona do dwóch dni, więc było bardzo intensywnie.
Opiekował się nami Łukasz. Najpierw trochę teorii, zobaczyliśmy profesjonalną malarkę przy pracy. W jej rękach wszystko wydawało się takie proste! Zero zbędnych ruchów.
A potem już trening stempelkowania, czyli próbowaliśmy różnych wzorów stempli i kolorów farb podszkliwnych. I gadaliśmy. Bo wiedzcie, że towarzystwo zebrało się przednie. Oprócz reprezentacji Z10 Studio udało mi się zobaczyć z Patką z ełckiej pracowni Ceramiska.art i Beatą z Ceramiki Malborskiej, Była też silna reprezentacja z łódzkiego (cześć, Adam!). Świat ceramiczny jednak mały jest i fajnie móc się zobaczyć w różnych okolicznościach na szlaku.
Z wielu prób stempelków wyszło mi, że jestem w stanie zrobić tylko kropki. Mimo, że w repertuarze Manufaktury były i serduszka, i roślinki, i choinki, i piękne ślady psich łapek. Może kiedyś się nauczę też odbijać inne kształty…
Ani stempelków, ani pigmentów nie da się kupić na własny użytek. Niestety. Przynajmniej w Manufakturze. W samym Bolesławcu jest kilkunastu producentów ceramiki zdobionej metodą stempelkową, więc może ktoś same stemple sprzedaje. Jednak jakoś mi się wydaje, że jednak nie…
Ale na warsztatach można stempli dotknąć, powąchać, pomieszać, pościskać i poodciskać. Gąbki są wycinane laserowo, w związku z czym kształty są naprawdę najróżniejsze. Wcześniej, bez laserowego cięcia, wzory były ograniczone głównie do kropek. Gąbka jest gęsta, mięsista, mocno chłonie wodę i farbę podszkliwną. Raczej nie jest to zwykła gąbka tapicerska. Prędzej taka do makijażu(?). Póki co, znalazłam jednego producenta takich stempli gąbkowych. W Stanach Zjednoczonych. Dalej naprawdę się nie dało. Więc jeżeli macie pomysł jak taki stempel (i z czego) wyciąć, to dajcie koniecznie znać.
Drugiego dnia już zdobiliśmy docelowe naczynia. Mogliśmy zrobić dwa komplety (kubek, talerzyk, miska). Pracowaliśmy na bolesławieckich formach. Biskwity palone były (przynajmniej dla mnie) wyjątkowo nisko, bo zaledwie na 800 stopni. Dzięki temu, pomimo że wyjątkowo kruche (ach te odpadające ucha!) były bardzo przyjazne zdobieniu. Ładnie chłonęły farbę, a jak już bardzo coś nie wychodziło, to można było ją nawet zeskrobać… Naczynia są potem wypalane na kamionkę. Można je zmywać w zmywarce.
Niektórzy uczestnicy warsztatów robili wszystko w komplecie (na ten przykład ja), inni szli w różne zestawy. Fajnie było obserwować, jak inni pracują z materiałem, jak kreatywnie interpretują technikę, i jakie cudne mają w tym efekty! Ja od kobaltu trzymałam się z daleka, ale widziałam też naczynia innych. Cymes!
Bardzo cenne po kursie, ale jeszcze przed rozesłaniem prac, było krótkie spotkanie online z instruktorem i podsumowanie prac. Wskazanie błędów i należyte pochwały. Samo zdzwonienie się trochę na spontanie, ale było warto, żeby usłyszeć wskazówki od Łukasza.
Mi wyszedł nadzwyczaj słoneczny komplet. Radosny bardziej niż ja! Nawet nie za bardzo widać mazy (a Łukasz mówił, żeby nie trzeć i myć często ręce przy zdobieniu). Jak na pierwszy raz efekt jest ok. Przytulam i akceptuję. I używam.
I nawet dostałam niespodziewany komplement, że moje kropki są jak te u Kusamy. Co prawda jak tylko usłyszałam nazwisko, pobiegłam w te pędy do gugla. No ale już wiem kto to. I komplement szanuję i też przytulam. 🙂
Kurs, czy nawet krótsze warsztaty, polecam całym serduszkiem. Jeżeli nie macie kilku wolnych weekendów na pełen kurs, to ten przyspieszony (jeżeli zbierzecie grupę albo do takiej dołączycie), to bardzo fajna opcja. No i weekend w Lublinie w pakiecie! Nie wiedziałam, że to takie ciekawe miasto. A mam je tuż pod nosem!
Dla mnie było to zdecydowanie wyjście poza strefę komfortu, choć i tak trzymałam się bezpiecznych kropek. Mam problem ze zdobieniem i jeszcze nie znalazłam swojej drogi. Czy pójść w stronę farb podszkliwnych, angob, transferów, a może niepłynących szkliw? Ale z drugiej strony, po co się znajdować, skoro szukanie może być takie przyjemne.
I just read that you need to freeze them to be able to cut them with a very sharp exacto knife type blade.
Thanks! Will check the freezing part.
I’ve tried to cut sponges as is, but it turned out really bad. I know that the employees of the factory, before the laser cuts era, cut the stamps with pliers.
Sometimes I think the stamp mystery is comparable to the secrecy of Murano glass. 😛