Lubię czytać książki. Książki o ceramice lubię czytać nawet bardzo. Czasem nawet robię rzeczy według instrukcji, które są w nich napisane!
Nie cierpię natomiast przepisów działania, w stylu tego z Podręcznika ceramika Steve’a Mattisona:
Zobaczcie, jakie do odzyskiwania gliny potrzebne są nam rzeczy:
Dla mnie to coś w stylu przepisu na szybką zupę krem z pięciu składników, z których jeden to pół litra bulionu. Noooo, normalnie zawsze mam dwa litry bulionu w lodówce. I zawsze jak sobie pomyślę , że muszę odzyskać glinę, to idę do szafki po blat gipsowy. Przecież to takie oczywiste.
No więc dziś będzie o podstawie (nomen omen) odzyskiwania gliny. Czyli o blacie gipsowym właśnie. Trzeba pamiętać, że dopóki glina nie jest wypalona, można ją przywrócić do stanu używalności i znów z niej coś zrobić. Między innymi dlatego nie trzeba przywiązywać się do swoich prac, zwłaszcza na tym etapie (no, ale to dyskusja na zupełnie inny post). U mnie w kolejce czekają nieudane popękane kafle i osłonka na kwiat, która nie przeżyła starcia z kotem. Blat można oczywiście kupić w sklepach z artykułami do ceramików (za jakieś okropne pieniądze). Można go też zrobić.
Miałam Wam pokazać instrukcję robienia blatu według sztuki. Z deskami, płytą MDF, mydłem i gliną techniczną, ale olśniło mnie po produkcji magicznego pojemnika (link), no i po dyskusji na jednej z ceramicznych grup, że można blat zrobić prościej. I (trochę) mniej nabałaganić.
Po pierwsze, należy się przejść po domu i znaleźć odpowiednią miskę, tacę z wysokim brzegiem (co najmniej 4 cm), może kuwetę na dokumenty, pojemnik na przydasie, albo nieużywaną kuwetę dla kota. Coś, co jest w miarę duże, prostokątne albo kwadratowe. Idealnie, jeżeli ma płaskie dno, bez rantów i bez wzorków. Moja miska ma w dnie rowki, więc mam blat profilowany. Idealnie płaskie dna mają albo plastikowe pojemniki na buty, albo kuwety na mięso (takie bardziej przemysłowe) albo tzw. euro pojemniki (dość solidne, z idealnie płaskim prostokątem). Można poszukać, można też zrobić używając tego, co się ma pod ręką.
Mój blat robiony tradycyjnie ma ok. 40 x 40 cm. Ten miskowy ma jakieś 20 x 28 cm. Powinien styknąć na drobne ilości gliny, które mam w domu. Ma jedną dużą zaletę: jest dużo lżejszy od tego pierwszego. Ogólnie, wyszła mi taka kompaktowa wersja blatu. W sam raz do małego mieszkania.
Blat powinien mieć tez jakieś 4–5 cm grubości.
Poza miską-formą, potrzebny jest gips. Najlepiej ceramiczny. Ja używam Nowego Lądu albo Fildentu (GC-4I) Do kupienia w dwudziestokilogramowych worach na alegroszu albo bezpośrednio u producentów. 20 kg starcza na długo. No, chyba że planujecie robić gipsowe formy. Na blat moich rozmiarów zużyłam jakieś 2–3 kg gipsu.
Gips rozrabiam z wodą na oko. Na mój blat z miski (czyli te 20 x 30 x 5 cm) zużyłam dwa litry wody. Najpierw wlewam litr wody do miski roboczej. Potem wsypuję do wody gips miarką albo pojemnikiem. Sypię go po całej powierzchni lustra wody do momentu wysycenia mieszaniny. Czyli do momentu aż na powierzchni zaczną pojawiać się wysepki suchego gipsu. Odczekuję około minuty. Potem krótko i energicznie mieszam gips mieszadłem albo ręką (w rękawiczce – najłatwiej ogarnąć czyszczenie). Odstawiam na kolejne dwie–trzy minuty. W tym czasie zaznaczam w misce-formie flamastrem punkt na wysokości ok. 4–5 cm od dna. Do tej wysokości będę wylewać gips. To jest grubość mojego blatu.
Ja swoje blaty i formy, za poradą instruktorki ceramiki, wzmacniam pakułami lnianymi. Przy ostatniej warstwie gipsu namaczam je w gipsie i układam z nich kratkę. Potem wylewam na nie resztę gipsu. Jest wtedy większa szansa, że przy upadku płyta nie rozłamie się na kilka części. Pakuły tworzą rusztowanie, które wzmacnia blat od środka. Nie jest to koniecznie. Blat będzie dział bez pakuł.
Wlewam gips do miski-formy. Trzęsę miską albo stołem, żeby z masy gipsowej uciekło powietrze. Żeby blat, zwłaszcza na dnie (które potem będzie górą) nie miał małych dziurek.
Miskę roboczą oczyszczam suchą ściereczką i rozrabiam kolejną porcję gipsu (u mnie kolejny litr wody). W czasie, gdy czekam aż gips nieco stężeje, tnę pakuły na odcinki, tak aby móc ułożyć je w kratkę w misce-formie.
Ja mam pakuły w formie dość upierdliwej, czyli takiej jakby przędzy. W marketach budowlanych są dostępne pakuły w formie sznurka. Dużo przyjemniejsze w opracowaniu (choć nie wiem, czy równie interesujące dla kotów). Wydaje mi się, że sznurek jutowy, albo jakiś inny naturalny, też dałby radę.
Krótko i energicznie mieszam gips. Pakuły namaczam w gipsie i układam w kratkę na powierzchni pierwszej gipsowej warstwy. Resztą gipsu zalewam pakuły (do zaznaczonej na misce-formie wysokości). Wstrząsam miską albo stołem, żeby z gipsu uciekło powietrze. Odstawiam wszystko na przynajmniej pół godziny.
Kiedy gips jest już ciepły, odwracam miskę do góry dnem i wybijam z niej mój blat. Najlepiej zrobić to na ściereczce albo czymś innym miękkim. Szkoda by było, gdyby już na początku się coś ukruszyło. Po wyjęciu ostre ranty blatu wygładzam zdzierakiem albo papierem ściernym.
Blat suszę jakiś tydzień–dwa w suchym, najlepiej przewiewnym miejscu. Ważne jest też to, żeby oczyścić blat z gipsowego pyłu czy innych farfocli. Gips nie powinien dostać się do masy ceramicznej, którą będziemy na nim suszyć. Można to zrobić mokrą szmatką.
I już. Można odzyskiwać glinę. Bulion gotowy!