Dziś szybko, bo chcę się z wami podzielić patencikiem na w miarę bezbolesne odzyskiwanie większej ilości masy ceramicznej.
Otóż czasem zdarza się (mi ostatnio nawet częściej niż czasem), że wracam do jakiejś gliny, która leży w paczce zapomniana od dłuższego czasu. Ze dwa razy okazało się, że glina, z której akurat chciałam coś ulepić (kafle!) jest twarda jak kamień. Gdzieś w worku była dziura, którą zrobiły najprawdopodobniej małe ostre pazurki albo ząbki 🐈.
Do niedawna od takiej gliny trzymałam się z daleka i odzyskiwanie jej odkładałam tak długo jak się da. No wiadomo, przywrócić glinę do życia nie jest łatwo: trzeba pokruszyć, namoczyć, odlać, wyłożyć na płytę gipsową, poczekać, wyrobić… Od samego pisania o tym czuję się zmęczona. Zresztą, co i jak zrobić już wam kiedyś pisałam.
Ale na zagranicznych grupach gliniarskich podejrzałam rady, że takie większe bloki gliny da się odzyskać prawie bezwysiłkowo. I nawet się do tych rad zastosowałam. Z sukcesem!
Już mówię, o co chodzi.
Zaschniętą masę ceramiczną trzeba przełożyć do nowego, szczelnego worka. To czy wyjmiecie ją ze starego opakowania jest kwestią drugorzędną. Ja nie wyciągałam bo a) nie chciało mi się, b) na pewno zapomniałabym co to za masa, a na starym opakowaniu jest etykietka.
Do worka wlewam niewielką ilość wody. Typu szklanka–półtorej. Wlałam trochę do pierwszego opakowania i trochę do tego nowego. Po czym szybko okazało się, że nowy worek też jest dziurawy… Wtedy trzeba jeszcze nowszy worek znaleźć.
Worek zawiązuję. Taki pakunek należy potem całkowicie zanurzyć w wodzie. Potrzebne tu jest albo wiadro albo duża micha.
Następnie o masie w wodzie trzeba zapomnieć na co najmniej jeden dzień. Jak ktoś zapomni na dłużej, to nawet lepiej.
Po dwóch dniach wyciągam worek z wody, zaglądam, i voilà (czy też Bob’s your uncle jak mówią na zachód od Kanału La Manche). Masa ceramiczna znów nadaje się do lepienia!
Otóż woda z wiadra (czy tam miski) wywiera takie ciśnienie na tę w worku, że wpycha ją z powrotem do masy ceramicznej. Tak przynajmniej tłumaczyli cały proces autorzy porad na wspomnianej gliniarskiej grupie. Potrzeba na to czasu, ale nie trzeba stać i się męczyć, i brudzić jak przy tradycyjnym recyklingu gliny. Czy to nie ekstra?!
A jak glina za bardzo nabierze tej wody (bo na przykład za dużo się wlało do tego wora), to też nie tragedia. Zawsze jest przecież płyta gipsowa. Można położyć, lekko podsuszyć i wyrobić. Albo zostawić w dziurawym worku na jakiś czas…
Dobrze jest też pamiętać, żeby przed pracą wyrobić masę. Głównie po to, żeby wyrównać jej wilgotność.
Małych ilości takiej pokruszonej masy ceramicznej jeszcze tak nie odzyskiwałam. Tu nie mam problemu z tym bardziej tradycyjnym procesem. Ale po odkryciu tego zanurzania w wodzie do zaschniętych bloków poczułam się jak pro.
Fantastyczny poradnik na temat odzyskiwania zaschniętej gliny! Twoje doświadczenia i wskazówki są nieocenione dla każdego ceramika, który kiedykolwiek musiał się zmagać z twardą, zaschniętą masą ceramiczną. Twój opis krok po kroku, z ilustracjami, sprawia, że cały proces staje się zrozumiały i prosty do wykonania 🙂
Dzięki! Korzystaj. 🙂
Dziękuję za porady i ten blog. Piszesz fantastycznie! Pozdrawia. 🙂
Dzięki za podzielenie się sposobem:). Mam opakowanie takiej kamiennej gliny, zaopiekuję się nią w ten sposob:).
Zanurzenie w wiadrze nie ma sensu. Fizyka. Woda wlana do torby wchłania się do suchej masy. Ale woda z wiadra nie ma tu żadnego wpływu.
Dzięki! Czyli w sumie wiadro niepotrzebne? Na grupkach tłumaczyli to tym, że woda na zewnątrz „wpycha” tą z torby szybciej do gliny. Ale może to taka ludowa wiedza. Następnym razem będzie bez wiadra!
Super sposób!!! Dziękuję ❤️
Zaopiekowałam się fragmentem mojej kamiennej gliny. Poszła do worka, dodana woda, zamknięcie. Bez drugiej wody w wiadrze. I na drugi dzień – masło! No metoda po prostu działa!! 😊👍